Trwajcie mocni w wierze

przez | 28 grudnia 2018

Moja historia jest o tym, jak bardzo można zmienić swoje życie w ciągu kilku lat. Jeszcze kawałek czasu temu bałbym się choćby wejść na stronę taką jak pascha.pl z obawy, że dowiem się o sobie czegoś strasznego. Chroniłem się przed uznaniem swojej słabości. Chciałem zabrać tajemnicę o moich skłonnościach homoseksualnych do grobu, bo wydawały mi się tak bardzo inne, szokujące, bez szans na zrozumienie przez kogokolwiek. W wieku 23 lat moje życie wydawało mi się skończone. Nie miałem marzeń, nie miałem planów, nie miałem prawdziwych przyjaciół. Byłem sam, a Bóg tak jakby nie istniał. Zupełna pustka. Jedynymi moimi ambicjami były praca i pieniądze, fantazje o swoich sukcesach zawodowych. Moje życie towarzyskie ograniczało się do wyjścia na piwo raz na jakiś czas ze znajomymi ze studiów. A i te wyjścia nie były dla mnie łatwe, a raczej traumatyczne. Bałem się wszystkiego, miałem ogromną fobię społeczną pogłębianą jeszcze bardziej przez pracę z domu. Po kolejnym samotnym weekendzie coś we mnie pękło. Postanowiłem zmienić swoje życie i zgłosić się do grupy wsparcia Pascha. To, kim teraz jestem utwierdza mnie, że była to kluczowa decyzja w moim życiu.

Moja historia jest o chłopcu zranionym w dzieciństwie, niepewnym siebie, zlęknionym, zawstydzonym i wrażliwym. Moi rodzice nie rozumieli potrzeby wsparcia emocjonalnego swojego syna, rozmowy z nim na temat trudności, czy choćby przytulenia. Moje wychowanie polegało na chwaleniu mnie, kiedy robiłem odpowiednio to co chcieli moi rodzice i małych wojen, krzyków i żali, gdy coś mi nie wychodziło lub zawaliłem. Czułem się nieakceptowany. W pewnym momencie odrzuciłem wszelkie starania, bo wydawało mi się, że nigdy nie sprostam wymaganiom ojca. Odrzuciłem wszystkie męskie sprawy, bo wydawało mi się, że jestem pod tym względem nieudacznikiem, który na każdym kroku coś psuje. Zamknąłem się w komputerze – świecie, który był tylko mój i nikt do niego nie miał dostępu. Kolejnym gwoździem do krzyża był mój kuzyn, w którego byłem zapatrzony. Był dla mnie tak wielkim autorytetem, że chłonąłem każde jego słowo. Tęskniłem, gdy go nie było i myślałem, co mu powiem, gdy go zobaczę. Niestety człowiek ten zawiódł mnie i zranił najbardziej w życiu. Starszy o kilka lat, wykorzystał mnie seksualnie, gdy byłem dzieckiem, przed pierwszą komunią świętą. Człowiek ten nauczył mnie też nienawidzić ludzi, dystansować się, uważać się za kogoś lepszego. Kiedyś otwarty na świat, teraz zacząłem oceniać wszystkich dookoła, widzieć czyjeś wady, gardzić i wywyższać siebie. Kuzyn pokazał mi pornografię, masturbację, dziwne subkultury i satanistyczną muzykę. To wszystko w połączeniu z wiekiem dojrzewania sprawiło, że stałem się inny i miałem potrzebę taki być. Nie potrafiłem dogadać się z rówieśnikami, czułem się nierozumiany i bałem się tego równocześnie. W gimnazjum zacząłem być prześladowany fizycznie i psychicznie przez kolegów. Czułem się ofiarą, czułem też odrazę do siebie. Obsesyjnie się wtedy modliłem, ale Bóg wydawał się nie słuchać. Pewnego dnia, gdy wróciłem do domu, zacząłem płakać. Wziąłem nóż i chciałem się zabić, ale na szczęście nie znalazłem w sobie tyle siły.

Przez kolejne lata utwierdzałem się w tym wszystkim: jestem inny, nie interesują mnie samochody, mechanika i inne męskie sprawy, jestem ponadprzeciętnie inteligentny i elitarny. Wykreowałem sobie swój obraz i starałem się na każdym kroku pokazywać go innym. Wydawało mi się, że wszyscy na mnie patrzą i oceniają. Wszystko co robiłem przepuszczałem przez filtr samokontroli i samooceny. Jedną rzeczą nie będącą do skontrolowania, a jednak nie pasującą do mojego obrazu były odczucia homoseksualne. Próbowałem spotykać się z dziewczynami, udawać, że jestem z nimi w związku, podrywać i adorować, ale to mnie przerażało, było w totalnej sprzeczności z tym, czego wtedy potrzebowałem. Jednak do tego, że dziewczyny mi się nie podobają, przyznałem się przed sobą dopiero na studiach i to tak nie do końca świadomie. Nie chciałem przyjąć tożsamości geja, więc zakopywałem ten temat w sobie. Pojawiał się on tylko kiedy raz na jakiś czas sięgałem po
pornografię. Nie byłem wierzący. W głębi serca wiedziałem zawsze, że Bóg jest i że jest dobry, ale przestałem praktykować ze względu na wstyd w konfesjonale i perfekcjonizm jakiego od siebie wymagałem w sprawach wiary. Nie modliłem się i żyłem tak, jakby Boga nie było. W moim życiu pustka postępowała coraz bardziej.

Z każdym kolejnym dniem byłem coraz bardziej samotny, sfrustrowany i zlękniony. Potrafiłem przez tydzień nie wychodzić z domu, czy z kimkolwiek porozmawiać poza internetem. W głowie jednak pojawiła mi się myśl, że Bóg może mi pomóc. Zacząłem się modlić i rozmawiać z Nim. Miałem wizję pielgrzymki do Częstochowy, która zmieni mnie i moje życie, uleczy moje skłonności homoseksualne, do których zacząłem się już przyznawać. Pragnąłem spektakularnego nawrócenia, na co teraz patrzę z przymrużeniem oka, ale wtedy traktowałem bardzo poważnie. Po kilku nieudanych próbach zdecydowałem się spróbować jeszcze raz – kiedy już samotność całkowicie mnie dobiła, postanowiłem wyspowiadać się z całego życia. Ksiądz był zszokowany, nie słysząc o podobnych problemach nigdy wcześniej, ale polecił mi nie poddawać się i spróbować poszukać sobie terapii i wsparcia. Dlatego też napisałem do Paschy pełen pokory mail. Było to dla mnie bardzo straszne przeżycie, miałem irracjonalne obawy, że ktoś mnie rozpozna czy wyśledzi, ale przełamałem się.

W grupie pierwszy raz poczułem się akceptowany i podobny do innych. Zrozumiałem, że odczucia homoseksualne to nie jest koniec świata i że życie nie kończy się na tym, jaką kto ma orientację. Mogłem stanąć tam w prawdzie. Podzielić się z moimi braćmi w grupie najstraszniejszymi myślami, które w sobie nosiłem. Mogłem powiedzieć o obawach i trudnościach. Mogłem z nimi powygłupiać się jak dziecko, którym tak naprawdę nigdy nie byłem. Mogłem też sam pomagać. Grupa oferowała wsparcie, którego nigdy nie miałem.

Oprócz Paschy równolegle uczęszczałem na terapię indywidualną, na której krok po kroku radziłem sobie z moimi kolejnymi trudnościami: zależnością emocjonalną od rodziców, radzeniem sobie z krytyką, odnajdywaniem się w grupie, zależeniem od innych ludzi. Jak dziecko poznawałem świat od nowa. Uczyłem się czym są uczucia, bo wcześniej znałem tylko frustracje i euforię. Niestety po pewnym czasie przyszło zniechęcenie. Początkowy zachwyt nowym życiem i zmianą ustąpił i pojawiły się wątpliwości: „to nie ma większego sensu”, „nic więcej już z tego nie wezmę”, „formuła wyczerpała się dla mnie”. Początkowe zachłyśnięcie się miłością Bożą przerodziło się w bezsilność i pretensje do Niego. Cierpienie wróciło do mnie ze zdwojoną siłą i myślałem, że przez nie zwariuję.

Ten okres uważam za kluczowy. Był to moment, który nauczył mnie ufać. Cokolwiek by się nie działo, jakakolwiek porażka czy trudność by mnie nie spotkała, potrzebuję ufać Bogu, bo on uczyni z tego coś wspaniałego. Ma na to plan. Mój kryzys wiary był po to, żeby zburzyć cały fałszywy obraz Boga, który miałem oparty na zasadach, rygorze i bezdusznym przestrzeganiu prawa. Był po to, żeby spotkać prawdziwego Boga Ojca – stwórcę, kochającego opiekuna, dobrego przyjaciela, który kiedyś kojarzył mi się jedynie z surowością.

Podczas ponad trzyletniego pobytu w grupie Pascha wyrobiłem sobie taką zasadę: jeśli masz wątpliwości, podejmij decyzję, a nie tkwij w rozdarciu. Porażka to nic strasznego, co więcej nauczy cię czegoś nowego. Ostatecznie nie masz nic do stracenia.

W grupie poznałem wielu wspaniałych ludzi. Nauczyłem się wielu przydatnych rzeczy i otworzyłem na nowe możliwości. Rozwijałem swoje pasje i zainteresowania. Pierwszy raz się zakochałem. Poznałem wspaniałych przyjaciół, z którymi rozumiem się bez słów i bardzo ich potrzebuję. Otrzymałem tam spokój, bo wcześniej byłem bardzo znerwicowany. Poradziłem sobie z uzależnieniem od komputera, pornografii i masturbacji. No i zbliżyłem się do Boga, bardzo blisko, tak, że nie mogę sobie bez niego wyobrazić życia.

Paradoksalnie, cała ta praca otworzyła mnie również na kobiety. Przestałem się ich bać, nie czuję dystansu, który wcześniej mi towarzyszył. Nabrałem pewności siebie. Myślę, że wszystko przede mną. Próbuję i sprawdzam. Czuję się ostatnio, jak gdybym odkrywał życie na nowo. Czuję się facetem i jestem z tego dumny. Mam przekonanie, że niczym się nie różnię od moich kolegów z pracy, rodziny czy znajomych mężczyzn. Odkryłem, że mogę być darem dla przyjaciół i przyjaciółek. Nie wiem co przyniesie życie, ale zbytnio nie wybiegam w przyszłość. Mam marzenia i pasje, przyjaciół i znajomych oraz najważniejsze: Boga miłosiernego, moją największą miłość.

Drodzy przyjaciele, pamiętajcie, że odczucia homoseksualne to tylko mała część problemów. Nie należy się na nich skupiać, bo życie nie jest ograniczone tylko do seksualności. Ufajcie Bogu i trwajcie w wierze. Krok po kroku będzie was leczył. Postawi na waszej drodze ludzi i sytuacje, które odmienią wasze życie, ukocha was jak nikt na świecie. Potrzeba tylko wytrwałości w pracy nad sobą i ufności.

Paweł, lat 27