Moja przygoda ze skłonnościami homoseksualnymi zaczęła się odrobinę wcześniej, nim wstąpiłem do grupy w Krakowie. Uczestniczyłem w grupie DDA (dorosłych dzieci alkoholików), ponieważ wychowywał mnie ojciec – tyran, alkoholik i matka – obojętna, pracoholiczka, jednak byłem coraz bardziej smutny i przygnębiony dlatego, że wszyscy terapeuci i psychiatrzy, których spotkałem wtedy nie traktowali poważnie moich niechcianych skłonności. Dla nich sprawa zamykała się na akceptacji równoznacznej z przyjęciem roli geja w społeczeństwie. Zdarzali się też tacy, którzy mówili o tym jak o nieuleczalnej chorobie, „raku” albo niepełnosprawności, którą muszę przyjąć i nauczyć się z nią żyć. Jakoś żadna diagnoza nie była dla mnie wystarczająca. Byłem z tego powodu smutny ale zdarzyła się okazja aby
dołączyć do Paschy. Na początku całkiem antycypacyjnie się nastawiałem, ale to właśnie wtedy na letnich rekolekcjach z tą grupą doświadczyłem niesamowitego obrazu od uczestników. Tym, co zobaczyłem, była postawa mężczyzn, którzy szczerze wierzyli w to, że odczucia homoseksualne nie są dla nich wyrokiem ale pewną trudnością i z którą odważnie się zmagali. Każdy na swój sposób mierzył się ze swoimi problemami.
Drugą rzeczą, która przekonała mnie by pozostać w grupie, było zaplecze terapeutów oraz wsparcie duchowe księży. To byli specjaliści, którzy pomagali skoncentrować się na celach, do których dążą członkowie. Dla mnie była to całkiem nowa przestrzeń, do tej pory nieznana. W niej to ja miałem ustalić co chcę dalej robić.
W grupie spędziłem pełne dwa lata. Po drodze było dużo zniechęcenia ale zawsze udawało mi się go pokonać, dzięki temu, że wierzę w trud poświęcony całemu wydarzeniu związanemu z wyjazdem na spotkanie grupy. To był czas gdzie mogłem zaobserwować siebie wśród innych ludzi, którzy są w stanie mnie zrozumieć, to z czym się zmagam. Niewielkie zróżnicowanie wiekowe również przyczyniło się do poczucia bezpieczeństwa i dodawało otuchy w cięższych momentach. Podczas spotkań zauważyłem podstawowe błędy, które nie pozwalały mi na angażowanie się w relacje, szczególnie z mężczyznami – absurdalny strach, lęk przed zawstydzeniem, poniżeniem i odrzuceniem. Druga moja cecha, która do mnie dotarła to nieumiejętność wyrażania złości wprost – zawsze próbuję okrężną drogą poprzez cynizm, nonszalancję, ironię, sarkazm. Pamiętam, że bardzo mnie bolało kiedy dotarło to do mojej świadomości, musiałem na nową spojrzeć na siebie i jak małe dziecko uczyć się jak radzić sobie z takim napięciem, natomiast efekty jakie to przyniosło są bardziej niż zadowalające – całkiem inny wymiar.
Od tej pory moje emocje są priorytetem w dalszej drodze ku szczęściu, w nich cały czas odkrywam coraz większy potencjał. Od momentu kiedy pierwszy raz odsłoniłem uczucie „złości”, odkryłem, że kryje się za nią nieznana siła, energia, ostrość umysłu, kreatywność a nawet radość! Teraz budzi się we mnie nadzieja i entuzjazm kiedy myślę o innych, dotąd
tłumionych emocjach. Wiele z nich jest ciągle jakby za mgłą, gdzieś pod kocem schowane albo zrzucone do „piwnicy”. Co do samych skłonności homoseksualnych, to w trakcie pobytu w grupie okazały się mniej ważne, niż bieżące przeżycia, mogę nawet przyznać, że podczas spotkań były dużo mniejsze. Najczęściej doświadczam ich w samotności, czasem w momentach kiedy czuję się niedowartościowany, kiedy coś mi nie wyszło. Myślę, że to kolejne wyzwanie przed którym chcę stanąć i przyjrzeć się tym momentom.
Emocje powoli stają się dla mnie kompasem, pokazują mi coraz wyraźniej „gdzie” jestem, a co za tym idzie, mogę bardziej świadomie decydować „dokąd” pójdę 🙂 Do takich decyzji mogę zaliczyć moje staranie o przyjaciół, ciągłe przebaczanie, utrzymywanie kontaktu. Nie jest to dla mnie czymś naturalnym i łatwym, muszę w to wkładać nieco więcej wysiłku, niż w zaparzenie pysznej kawy, ale owoce moich starań są na pewno pyszne i szczerze polecam każdemu doświadczyć coraz głębszych poziomów i zaufania i poczucia bliskości. W grupie również udało mi się zawiązać przyjaźnie, z niektórymi członkami grupy nadal utrzymuję kontakt. Czasem spontaniczny telefon czy SMS wystarczy. Dla mnie najcenniejsze będą wspomnienia. Jest ich całkiem sporo!
Wszystkim uczestnikom dziękuję za tą niezwykłą podróż, to Wasza odwaga mnie inspirowała do podejmowania tego trudu, do zmagania z samym sobą.
Jacek, 28 lat